Film obejrzałem nie czytając wcześniej żadnych recenzji ani opisu fabuły więc moje wrażenia uważam za bardzo obiektywne. Początek zapowiadał się świetnie. Michael Douglas i Sean Penn to dobrzy aktorzy i myślałem, że taki właśnie będzie ten film. Bardzo dobra praca kamery, przyjemnie się go oglądało, do tego pewna doza tajemniczości po rozmowie braci. Do tego momentu było obiecująco i myślałem, że autorzy zaserwują nam fajne widowisko. Niestety, od momentu przyjazdu do "szpitala" wszystko zaczęło się walić. Po pierwsze, całe te "pranki" były bardzo przewidywalne, a w pewnym momencie nawet męczące. Poza tym, jakim cudem jakaś firma była by w stanie robić takie rzeczy bez rozgłosu lub problemów z prawem. W połowie filmu myślałem, że film po prostu autorom nie wyszedł, ale to co odje*ali na koniec to po prostu jakiś żart. Ostatnie minuty filmu spędziłem śmiejąc się do siebie, ale nie wiem czy z głupoty tego tworu czy tego że zmarnowalem dwie godziny mojego wieczoru. Człowiek przeszedł przez piekło, ale tamci powiedzieli "its just a prank bro" i nagle wszystko jest w porządku. Fajny prezent urodzinowy... Ogólnie, film mógłby być ok gdyby nie infantylny plot-twist i utarte, szablonowe akcje które widzieliśmy w setkach innych produkcji (np. uwięzienie w taksowce). 3/10