Smarzowski pominął w tym obrazie swoje środowisko - środowisko twórców, a szkoda, bo niewielu pamięta "Małą apokalipsę" Konwickiego i mało kto wie o istnieniu "Miazgi" Andrzejewskiego, nie wspominając o Szpocie.
Czerwona Msza najsilniej wciągnęła twórców i najsilniej zdegenerowała, ale Smarzowski widzi tylko lud i to z pominięciem przytłaczającej większości, od 70 lat stojącej przy wartościach, z wartości czerpiącej swoją moc, siłę, wytrwałość i dumę.
Dzięki filmowi, Smarzowski i znaczna część środowisk (opinio)twórczych, sądząc po recenzjach, poczuli się wspaniali, szlachetni i piękni. Bardzo tego potrzebowali...
To jest komentarz odnoszący się tylko do tytułu moich uwag...
Żyję od 13 lat wśród ludu. Jest znacznie zdrowszy od tych co jak ja na wieś z miasta napływają lub co o miasto otarli się, jak wielu bohaterów filmu. Przydałby się taki prawdziwy rozliczeniowy film pokazujący te dwie grupy społeczne, pokazujący spustoszenie jakie wywołał komunizm i to we wszystkich grupach społecznych, włącznie z twórcami.
Liczebność tych ostatnich powinna być skorygowana pozycją społeczną i wpływem jaki mają na postawy innych.
Wyspiański nie miał z tym trudności, Smarzowski ma.