ostatnia scena z Edem rozłożyła mnie na łopatki, niesamowicie naładowana emocjami. za samą tę scenę ocena w górę.
Każda scena z Edem rozkłada na łopatki. Podczas każdej jego sceny miałam ciarki. Wybór aktora trafiony w 100%.
Scena w pokoju w szpitalu miażdży, hehe pokazał mu gdzie "jego miejsce Narcyza" wymiata scena jak i serial.
i dopiero w tej scenie widze, że coś zagrał Groff, poprzednie sceny jak dla mnie zagrane cały czas z tym samym tępym wyrazem twarzy a tu widać łzy w oczach, drżenie ciała, chyba nawet lekkie przerażenie.
Cała reszta aktorsko super, muzyka dopasowana, fabuła ciekawa.
Osobiście biorę pod uwagę nawet taką ciekawą opcję, że Ed w ostatniej scenie 1. sezonu odkrył część siebie w Holdenie ("Jesteś psychopatą tak jak ja, jesteś podobny do mnie. Jesteś moim przyjacielem. Rozumiesz mnie, a ja Cię nauczę różnych rzeczy, wielu, wielu rzeczy, bo panuję nad Tobą ;)) i to był główny powód, że go nie zabił :D ;) :). Uznał może, że więcej zabawy będzie miał z dalszych spotkań z Holdenem, który polega w sporej mierze na jego radach i Ed o tym wie. Poza tym Ed dzięki Holdenowi mógł zabłysnąć, odbywać intelektualne rozprawki nt zbrodni. Inna sprawa, że Ed jak na seryjnego mordercę był b. inteligentny i przejawiał w większości przypadków postawę intelektualisty i kogoś z dużą - jak na seryjnego mordercę - ogładą i kulturą też. Zresztą dla mnie Ed wydaje się nietypowym nieco seryjnym mordercą. Nie wydaje się też do końca socjopatą Ed, bo umie nawiążywać relacje, choć z kobietami raczej nie, choć może to nie była jego wina do końca.